Aleksander Potocki - Czas okupacji, w: Gorlickie w PRL. Wydawnictwo monograficzne, red. A. Potocki, Rzeszów 1972, s. 47 odnajdujemy relację Jana Durlaka, opisującą zagładę getta w Bieczu:
"Był rok 1942. Już nie pamiętam dokładnie miesiąca. Przybyłem wtedy z matką do miasta. Dzielnica żydowska była już otoczona przez policję ukraińską oraz gestapo. Żydzi byli wypędzani z domów. W dużej liczbie, z tobołkami na plecach przechodzili na rynek. Matki dźwigały na rękach nieletnie dzieci. Chorych oraz starców rozstrzelano na miejscu, furmanki całymi stosami odwoziły ich na cmentarz. Również z cmentarza dochodziły odgłosy strzałów, bo i tam była mordowana część ludności żydowskiej z Biecza. Widziałem na własne oczy jak żandarm Viellieber zastrzelił na rynku trzech młodych chłopców. Jeden z nich został zabity strzałem w tym głowy. Nad drugim chłopcem tenże Viellieber znęcał się przed zastrzeleniem, bijąc go szpicrutą po twarzy. Widziałem jak gestapowie strzelił do młodej dziewczyny żydowskiej i szybko schylił się na ziemię po torebkę, która wypadła jej z rąk. Również szybko jednak kopnął torebkę butem po stwierdzenie, że nic w nie ma".

Relacja Jana Durlaka stawia pytania:

1. Dlaczego Jan Durlak przychodzi do miasta w czasie likwidacji getta?
2. Dlaczego Niemcy, Ukraińcy i polscy policjanci wpuścili Jana Durlaka z matką do miasta w trakcie likwidacji getta?
3. Jak ta relacja ma się do wypowiedzi Szlomo Kurza o udziale straży pożarnej w likwidacji getta? (patrz: Kazimierz Bukowiec, Stanisław Bukowiec, Karol Klima, Jan Truś, Przemysław Wszołek, Strażacy ziemi gorlickiej, Bochnia 2013).

Na tej samej stronie zapisano:
"Reszta Żydów z getta [w Bieczu] w liczbie około 400 osób, która nie zginęła na miejscu w tym pierwszym akcie eksterminacji została załadowana do pociągu i wywieziona w nieznanym kierunku".
Uwaga: Liczba wywiezionych Żydów oscylowała w granicach 1000 - 1500, wywiezieni zostali do obozu zagłady w Bełżcu.