MIĘDZY PRACĄ, A PASJĄ

DYREKTOR SZKOŁY W BUDOWIE, CZ. I.
SZKOŁA PODSTAWOWA NR 35 W GLIWICACH"

W drugiej połowie roku szkolnego 1988/89 zostałem poproszony na rozmowę do ówczesnego Inspektora Oświaty w Gliwicach Stanisława Bigosia, który zaproponował mi objęcie stanowiska nowobudowanej szkoły na osiedlu im. Powstańców Śląskich. Propozycja ta zdumiała mnie z wielu powodów, jeden był zasadniczy - jako mieszkaniec pobliskiego osiedla Mikołaja Kopernika nic nie wiedziałem o budowie szkoły w sąsiedztwie. Miałem jeden dzień na podjęcie decyzji. Nazajutrz po rozmowie z inspektorem pojechałem na ulicę Toszecką. Ku mojemu zdziwieniu nie dostrzegłem budowy szkoły. Dopiero od przygodnego mieszkańca dowiedziałem się, że szkoła wznoszona jest na końcu osiedla. Widok, jaki ujrzałem w niczym nie wskazywał na to, że pierwszego września do tych budynków wkroczy dziatwa szkolna. Wtedy prowadzono jeszcze prace montażu konstrukcji. Rozmowy z "budowlańcami" nie nastrajały optymistycznie. Na szczęście natrafiłem na majstra Roberta Morcinka, Ślązaka z Kotulina, którego optymizm zadecydował o podjęciu właściwej - jak się okazało po latach - decyzji.
1 maja 1989 r. otrzymałem angaż na stanowisko dyrektora Szkoły Podstawowej Nr 35 (funkcję tę obejmowało się wtedy z powierzenia bez konkursów), równocześnie pracowałem w pełnym nauczycielskim wymiarze godzin w szkole kolejowej. Objęcie funkcji dyrektora nastąpiło za czasów urzędowania Inspektora Oświaty Stanisława Bigosia, jego zastępcy Krystyny Sowy i wizytatora Jana Mołdysza. Ich życzliwości zawdzięczałem ów awans. Swoje urzędowanie rozpocząłem od przeprowadzenia szeregu rozmów z dyrekcją PBM PW "Famont", przedsiębiorstwa, które było generalnym wykonawcą budowy: dyrektorami Obrębskim i Pabiszem (imion niestety nie pamiętam). Po zapoznaniu się z harmonogramem robót przystąpiłem do rozmów z kierownikiem budowy Hubertem Skowronkiem (dzisiaj piastuje funkcję wójta Wielowsi) i jego zastępcą majstrem Morcinkiem. Wspólnie uzgadnialiśmy zakres i jakość prac wykończeniowych. Zapoznawałem się z przepisami budowlanymi, oświatowymi, studiowałem plany budowlane placówki. Projekty dotyczące wyposażenia placówki były niedoskonałe. Dla wielu newralgicznych pomieszczeń takich jak: pracownia fizyczna, chemiczna, itp. nie było planów wyposażenia, jedynie zapisy "wg wskazań użytkownika". Pilnym zadaniem było wyposażenie pracowni chemicznej. "Digestorium" stało się symbolem problemów, które musiałem w tym czasie rozwiązywać. Łańcuch ludzi dobrej woli, zaangażowanie "budowlańców" pozwoliło nam na uzupełnienie, lub zamianę projektów budowlanych, dzisiaj te zmiany - co stwierdzam z pełną odpowiedzialnością - nie byłyby możliwe do przeprowadzenia. Wtedy to podjąłem decyzję o rezygnacji z utworzenia w centralnej części atrium wypełnionego ziemią kwietnika, nie pozwoliłem na budowę szklanej ściany (tzw. vitrolity) oddzielającej salę gimnastyczną od korytarza. Na niej dodatkowo w planach umiejscowione były drabinki gimnastyczne. Mój pierwszy gabinet dyrektora znajdował się (dzięki uprzejmości dyrektora) w Szkole Podstawowej nr 7 przy ulicy Tarnogórskiej. Tam przeprowadzałem rozmowy z kandydatami na pracowników pedagogicznych, administracyjnych i usługowych. Z czasem - w okresie wakacji - przeniosłem swoje "urzędowanie" do szkoły, do pomieszczenia magazynu mebli, w którym dzisiaj mieści się pracownia komputerowa nr 34. Całe wakacje przeznaczyłem na meblowanie szkoły. Dokonałem tego z pomocą moich kolegów. Wtedy nauczyłem się, jak można samemu przenosić z parteru na piętra masywne biurka (wchodziło się pod biurko, podnosiło na plecach i ....w drogę. Zbliżał się koniec pierwszego etapu budowy. Obejmował on ukończenie i wyposażenie pierwszych 5 segmentów szkoły: A, B, C, D, J (atrium). W segmencie B parter - pomieszczenie dzisiejszej biblioteki - zaadoptowano na zastępczą salę gimnastyczną; woźny, pan Mietek (był niestety pierwszym zmarłym pracownikiem szkoły) urzędował w pomieszczeniu, które przez długi okres czasu zajmowali zastępcy dyrektora szkoły (dzisiaj jest siedzibą "kadrowej" i kierownika administracji). Do szkoły wchodziło się wejściem przy bibliotece - sali gimnastycznej. Dzisiejsze wejście i portiernia były wtedy jeszcze placem budowy. Ostatni tydzień sierpnia obfitował w liczne niespodzianki. Najpierw przy próbie uruchomienia centralnego ogrzewania okazało się (po niewczasie), że w kilku salach segmentu C I piętro nie przykręcono kaloryferów. Spowodowało to zalanie tych pomieszczeń. Zwołanie naprędce pospolite ruszenie, złożone z nauczycieli i sprzątaczek wylewało wodę przez okno, jak z tonącej szalupy na morzu. Widok ten doprowadził do szewskiej pasji ówczesną zastępcę prezydenta miasta, która akurat wizytowała budowę. Na dwa dni przed inauguracją roku szkolnego, nieznani sprawcy skradli tzw. biały montaż (umywalki, baterie, sedesy) z dwóch węzłów sanitarnych. Jakimś cudem (były to czasy pustek na rynku) udało się na pięć minut przed dwunastą uzupełnić braki. Rok szkolny rozpoczął się planowo. Wręczono mi symboliczny klucz do szkoły (pożyczony ze szkoły z Sośnicy) i wreszcie można było zacząć naukę i....II etap budowy szkoły. Myślę, że warto przytoczyć nazwiska nauczycieli i pracowników administracyjno-usługowych rozpoczynających wtedy ze mną pracę. Kadra nauczycielska składała się z 22 nauczycieli (Bączyński Andrzej, Ćwierz Grażyna, Czarny Bożena, Dudek Ewa, Ermel Elżbieta, Filuś Maria, Kaczorowska-Małyszko Beata, Kamińska Barbara, Kogut Małgorzata, Konstanciak Danuta, Krause Isotta, Kupisiewicz Sabina, Majcherczyk Beata, Mądry Aleksandra, Nowak Małgorzata, Piekarz Izabela, Popławska Maria, Pyć Mirosława, Walęcka Janina, Waniewska Teresa, Włoch Bożena) i 14 pracowników nie pedagogicznych (Balicki Michał, Borszcz Marzena, Ciepłak Jan, Jaguś Janina, Kampe Halina, Kijanka Tadeusz, Korycka Wanda, Krawczenko Anna, Markiewicz Teresa, Rolecka Kornelia, Siewierski Wincenty, Tomczak Lucyna, Wawrzynkiewicz Zofia, Wąsowicz Maria).