RELACJE ŚWIADKÓW



WSPOMNIENIA OKUPACYJNE SYLWESTRA LITWOROWSKIEGO


Zdjęcie Sylwestra Litworowskiego
Relacja urodzonego w Bieczu Sylwestra Litowrowskiego opracowana przez Mieczysława Eustachiewicza znajduje się na stronie internetowej rodziny Ołpińskich1 . Jak pisze redaktor wspomnień Anna Tryszczyło - Mróz "pierwotnie jest to relacja Sylwestra Liworowskiego jako dowodzącego piątką [oddział Armii Krajowej - KP], później powtórzona przez jego kuzyna Mieczysława Eustachiewicza". Fragmenty dotyczące wojennych losów bieckich Żydów i zdjęcie Litowrowskiego pochodzą z tej strony.
Holokaust w Bieczu.
"....z Gorlic właśnie przyjeżdżali gestapowcy i urządzali sobie zabawy z żydowską ludnością. Byłem świadkiem kilku takich zabaw. Było to w zimie: przyprowadzono pięciu Żydów i kazano im pchać auto pod górę, spadziście biegnącą w dół jezdnią, główną ulicę miasta. Â ten kawałek jezdni w Bieczu zimą, jest zawsze oblodzony i dawniej stanowił, także po wojnie trasę szaleńczego saneczkowania dla dzieci i młodzieży z powodu owej stromej spadzistości. Trasa ta ma około 250 - 300 m w dół, czyli od samego prawie rynku do podnóża klasztoru. W pchanym pod górę aucie siedział gestapowiec i trzymał nogą na hamulcu. W tej pozycji niemożliwe było uruchomienie jazdy pod górę, gdyż popychający Żydzi się ślizgali, wytężywszy wszystkie siły , nie osiągnęli żadnego ruchu pojazdu do przodu. Dlatego inni, towarzyszący swemu koledze - oficerowi, Niemcy bili i kopali Żydów , a po chwili kierowca puszczał nogę z hamulca, dodawał gazu i pchający spadali, ześlizgiwali się po stromiźnie w dół. Wtedy ich rozstrzeliwano. Gestapowcy wsiedli po wykonaniu humorystycznej egzekucji i odjechali do Gorlic ubawieni. Innym razem, kiedy pojawili się w Bieczu, to strzelali do wszystkich Żydów przechodzących ulicami, wchodzili do ich domów i na miejscu rozstrzeliwali ich na łóżkach czy stojących na baczność w pokojach. Kiedyś gestapowcy przywieźli z Jasła dwie młode i bardzo ładne Żydówki, udali się z nimi na wycieczkę, na której zostały zgwałcone i zastrzelone na przedmieściu Biecza. Były to siostry o nazwisku Cukier z Jasła. Jedna żyła jeszcze po odjeździe gestapowców i wołała o pomoc, lecz bieccy Niemcy ją zastrzelili, wezwani przez kogoś.
Był też fakt wyprowadzenia całej rodziny z dziećmi z domu w nocy, na pobliskie pola i rozstrzelanie ich. Pewnego razu zginęły skórzane pasy transmisyjne z bieckiego młyna na Dolnym Przedmieściu Biecza. Na skutek zbiegu okoliczności w jednej z wiosek policja granatowa zatrzymała Żyda, syna Pellera, który miał przy sobie kawałek owego pasa skórzanego. Został zatrzymany do dyspozycji gestapo, które przeprowadziło rewizję i znaleziono więcej kawałków pasów transmisyjnych. Zatrzymano wielu ludzi z rodziny Pellera i Szpilmana, zostali oni zamknięci w areszcie , gdzie przed wojną trzymano złodziei. Klucznikiem tego aresztu był Wójtowicz. Żydów tych za dwa dni zabrało gestapo, które przybyło wraz z bieckimi policjantami Jajką i Wątorowskim rano, o godzinie 9-ej. Poprowadzili ich zaraz czwórkami w kierunku pobliskiego kirkutu. W pewnej chwili na zakręcie z kolumny wyskoczył jeden z Żydów i zamierzał widocznie skryć się za murem klasztoru OO. Reformatów położonym po przeciwnej stronie o pięć kroków od trasy kolumny. Po stronie, którą uciekał, był policjant Wątorowski i to on go zastrzelił, a po drugiej stronie kolumny szedł Jajko , ale on nie strzelał. Wyprowadzono wszystkich Żydów za płot koło gumna szpitalnego i tam gestapowcy osiemnastu rozstrzelali. Jeden z ocalałych, tylko ranny w szyję po pół godzinie po odjeździe gestapo, zaczął uciekać w kierunku Binarowej. Był to Peller, uciekł, schronił się, ktoś mu pomógł, przetrzymał przez resztę okupacji i po wojnie był świadkiem oskarżenia w sądzie podczas procesu policjanta Jajki. Drugi z policjantów Wątorowski uciekł wtedy ( lecz nie na długo!) przed wymiarem sprawiedliwości ludowej władzy. Jajko dostał piętnaście lat więzienia za rzekome znęcanie się nad ludnością żydowską i odsiadywał swój wyrok w najcięższym więzieniu we Wronkach. Po wniesionej apelacji i moich zeznaniach oraz ciotki Władysławy Eustachiewiczowej został zwolniony z więzienia. Przypuszczalnie obroną kierował z utajnienia mec. Edward Brożyna i Sylwek Litworowski, którzy się nie ujawnili ze swoją przynależnością do AK, a byli wspierani przez owego policjanta w czasie okupacji. W 1942 roku Niemcy założyli w Bieczu getto i osadzili w nim wszystkich bieckich Żydów i okolic. Wyznaczono miejsca, którymi Zydzi mogli się poruszać: od baszty do klasztoru. Od tej pory zaczęła się dla nich głodówka, ukradkiem więc uciekali na wieś, aby wymienić różne posiadane rzeczy i przedmioty na żywność. Niemcy założyli kahał, kilku Żydów wybrano do pilnowania porządku i zwano ich porządkowymi oraz żydowskich policjantów. Wszyscy musieli nosić na rękawach białe opaski z przyszytą lub wymalowaną gwiazdą Dawida - sześcioramienną, w celu odróżnienia ich od polskich mieszkańców miasta. Do kahału Niemcy przyjeżdżali po okup co jakiś czas i zabierali złoto, biżuterię, futra i tak po trochu wyciągano od nich ich zasoby kosztowności.
W jesieni o poranku, o godzinie czwartej w 1942 roku usłyszeliśmy w swoim domu strzały dobiegające z miasta. A mieszkaliśmy za tzw. starymi murami koło miejskiej targowicy nad rzeką Ropą, koło mostu. Dobiegały nas krzyki i wołania. O godzinie ósmej rano poszedłem w kierunku miasta wzdłuż toru kolejowego z zamiarem wejścia od strony szterki. Zobaczyłem, że całe miasto położone na wzgórzu było otoczone w koło przez Niemców, policję granatową i Ukraińców w czarnych mundurach. Wszyscy oni trzymali w rękach karabiny gotowe do strzału. Udało mi się skarpą, ogródkami przedostać do miasta. Zobaczyłem, iż gestapo zagarnia wszystkich Żydów na rynek koło miejskiej studni. Z niektórych domów wokół rynku słychać było strzały, okazało się potem, że Niemcy dobijali chorych, lub kalekich Żydów, a również tych, którzy zamierzali zbiec. Ci, którzy szybciej znaleźli się koło studni, siedzieli z całymi rodzinami. Około godziny 11-ej rano przyjechali autem z Gorlic dwaj gestapowcy i zawezwano tłumacza. Miał on przetłumaczyć żądania gestapowców: otóż w ciągu dwóch godzin mieli Zydzi zebrać okup w postaci złota, futer i biżuterii. Jeśli wykonają polecenie, to zostaną uwolnieni i gestapowiec otworzył małą walizeczkę położywszy ją na samochodzie, którym przyjechał, a Zydzi zaczęli do niej składać swoje precjoza. Po dwóch wyznaczonych godzinach okazało się, że walizeczka nie została napełniona, tłumacz więc ogłosił, że czas zbierania został przedłużony do popołudnia. Niemcy uformowali z Żydów kolumnę i popędzono ich z rynku do baraków stojących tuż za klasztorem (tu gdzie dziś jest kino Farys). Po drodze Żydzi sądząc, że idą na rozstrzelanie porzucali papierowe, podarte pieniądze. W tych barakach pozostawiono przez kilka dni wszystkich, pilnowali ich policjanci, osłabionych wywożono na taczkach na pole i tam rozstrzeliwano. Potem i całą resztę rozstrzelano na miejskim kirkucie. Wszystkich Żydów, których rozstrzelano w domach, lub na polu, wywożono furmanką miejscowego wozaka Józefa Ołpińskiego - na kirkut do masowego grobu. Innym razem jeden z Ukraińców , który brał udział w akcji, zastrzelił Żyda i wziął mu z kieszeni wszystkie kosztowności, zobaczył ten fakt gestapowiec, zaprowadził Ukraińca do magistratu- tam też był areszt w lochu. Na drugi dzień Władysław Urban otrzymał polecenie wykopania dołu na grób w grabinie i tam zaprowadzono winowajcę Ukraińca, rozstrzelał go policjant Wontorowski [Wątorowski - KP] - i tam pod płotem pochowano
Kwestię żydowską rozwiązano w Bieczu w sposób ostateczny w jesieni 1942 roku [w sierpniu, w lecie - KP]. Na stację kolejową podstawiono kilka wagonów towarowych, do których zagoniono wszystkich Żydów, tych więzionych w barakach także, pod eskortą gorlickiego gestapo i policji granatowej z Biecza i okolic. Ubijano ich dosłownie jak śledzie w beczkach w tych towarowych wagonach . Pociąg był konwojowany przez żołnierzy niemieckich, wywieziono cały transport do obozu zagłady w Bełżcu. Tam Żydów zagazowano i spalono. Taki był tragiczny koniec 600 bieckich Żydów.
W Bieczu była firma niemiecka pod nazwą Bakiert i Unrlich. Zajmowali się oni wydobywaniem żwiru i załadowywaniem go na wagony oraz transportowaniem na wschód do fortyfikacji bunkrów niemieckich. Pracowali w niej Polacy i Zydzi, wozili na taczkach żwir po rusztowaniu do wagoników kolejki wąskotorowej, która dalej woziła ten budulec na stację do wagonów kolejowych. Kolejka ciągnęła po piętnaście wagoników. Jeśli Żydzi nie nadążali z załadowaniem wagoników, Niemcy sprawujący nadzór nad nimi karali robotników, nakazując im chodzić boso, bez butów po żwirze, a ponieważ w ten sposób dodatkowo sprawiało to trudność w poruszaniu się i przyspieszeniu wykonywanej pracy - Żydów bito i pastwiono się nad nimi np. golono im połowę brody i tak musieli chodzić do pracy następnego dnia, o ile przeżyli. W żydowski szabas, czyli w świętą dla Żydów sobotę, gromadzono ich na targowicy i wymyślano zabawę zmuszając ich do chodzenia boso, po ostach. Kazano im maszerować i śpiewać piosenki ze swoistym niemieckim poczuciem humoru...
...W 1942 roku Niemcy utworzyli getto w którym znalazło się 1500 żydów z miasteczka i okolicy. Część osób zamordowano na miejscu, w tym około 120 chorych i kalekich rozstrzelano w ich domach oraz na bieckim kirkucie, 360 osób wysłano do Prokocimia, część do getta w Gorlicach a resztę ludności - do obozu zagłady w Bełżcu. Kilku z nich zdołało się uratować: biecki rabin, który mieszka w Ameryce, jego mały syn, Żydówka o nazwisku Blumka, która miała sklep ubraniowy, a ukrywała się na Przedmieściu u Polaka Próchniewicza. Został on uprzedzony iż, ktoś na niego doniósł, więc zdążył przeprowadzić ukrywającą się Żydówkę do wsi Strzeszyn i kiedy za kilka dni przyjechało gestapo, to Żydówki na Przedmieściu nie znaleźli, lecz Próchniewicza rozstrzelano. Widocznie donosiciel był pewny swego . Opuszczone mieszkania żydowskie zostały zaplombowane przed kradzieżami. Wcześniej zostały one opróżnione przez Niemców ze wszystkich rzeczy. Odzież i pościel przewożono do bóżnicy na rynek i składano przed domami sąsiednimi. Przeszukano strychy i sklepy, gdzie były różnorodne towary i ukryte kosztowności. Przed wojną większość sklepów należała do Żydów, tak więc te stosy rzeczy wynoszonych utworzono przed wieloma domami. I potem przystąpiono do sortowania i rzeczy lepsze wysyłano do wagonów idących do Niemiec, a gorsze szły do fabryki. Do cegielni przychodziły wagony z odzieżą z różnych stron i tam też zajmowano się sortowaniem. Niestety zdarzyły się przypadki prób przywłaszczenia sobie jakichś rzeczy przez pracujących przy sortowaniu czy wyładunku, ubogich Polaków miejscowych i zostali oni natychmiast dla przykładu rozstrzelani przez Niemców. Rozstrzelano również dwie osoby, które kradły z magazynów w bóżnicy. Ujęli tych delikwentów policjanci magistraccy zwani drewniakami: Józef Augustowski i Zygmunt Kwiatkowski. Jeden z rozstrzelanych nazywał się C. i mieszkał na Przedmieściu, a drugi B., mieszkał na Belnej. Po jakimś czasie Niemcy zarządzili likwidację żydowskich nagrobków na miejscowym kirkucie w celu znieważenia tej żydowskiej świętości i polecili robotnikom ułożenie z nich trotuarów wokół rynku i kościoła. Marmurowe płyty z kirkutu wywieziono do Niemiec. Po wojnie zostały te płyty z bieckiego rynku i okolic zebrane i ułożono z nich obelisk na masowym grobie Żydów na kirkucie".




1 http://www.olpinscy.pl/rod.php?kto=3&co=43